Putin odcina kurki gazowe w Europie, gdy Scholz, Macron i Draghi jadą do Kijowa po akceptowalny rozejm

Wczoraj Gazprom, rosyjski państwowy koncern energetyczny, powrócił, by zgłosić kolejną redukcję o jedną trzecią swoich przepływów gazociągiem Nord Stream 1 na Stary Kontynent, zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu pierwszej drastycznej redukcji 40 proc. Nowy rozwój w dziedzinie przeciągania liny w zakresie dostaw metanu spowoduje całkowite zatrzymanie ponad 60% dostaw od dzisiaj.

Od wczoraj dzienne wolumeny tranzytu z Nord Stream 1, infrastruktury przechodzącej pod Morzem Bałtyckim i docierającej do Niemiec, spadły ze 167 mln m67 do zaledwie 100 mln (we wtorek spadły do ​​15 mln). Co więcej, w godzinach porannych ogłoszono XNUMX% redukcję przepływów zakupionych przez Eni, z powodów, których nie podzielono by z włoską firmą. Jednak Eni pozostaje zaangażowana - zapewnił - "uzgodnić ewentualne dodatkowe ilości gazu, które mogą przyczynić się do włoskiego i europejskiego bezpieczeństwa energetycznego".

Według komunikatu Gazpromu, problemy leżące u podstaw racjonowania gazu miałyby wynikać z awarii turbiny elektrowni metanowej zlokalizowanej na Bałtyku.

Z drugiej strony rzeczywistość ma charakter polityczny. Putin chce osaczyć Europę, aby zmusić Zełenskiego do zawarcia rozejmu. Wyjazd trzech europejskich szefów państw na głosowanie w Kijowie może stanowić punkt zwrotny.

Bez dobrych intencji, głównym sednem jest moment wejścia Ukraińców do UE. Oczekuje się, że jutro Komisja przedstawi Radzie wniosek Ukrainy o kandydowanie do Unii Europejskiej z pozytywnym wynikiem. Francuzi wydają się powstrzymywać, Włosi mają mniejszy opór, a Niemcy nie cieszą się pełnym zaufaniem Zełenskiego, który uważa ich za zbyt zależnych gospodarczo od Moskwy.

Dyplomaci Francji, Niemiec i Włoch chcieliby wznowić porozumienia mińskie, kiedy osiem lat temu zabiegano o pokój.

Protokoły z Mińska przewidywały natychmiastowe zawieszenie broni, wymianę więźniów i zobowiązanie Kijowa do uznania większych uprawnień w regionach Donbasu i Ługańska.

Trzej przywódcy zapewnią dziś, że żaden kraj nie zawiedzie wsparcia Zełenskiego, jeśli Kreml będzie kontynuował walkę. Porozmawiają też o tym, jak odblokować zboże z portu w Odessie, o finansowaniu odbudowy, ale przede wszystkim o majątku armii Kijowa na wschodzie.

Draghi i Macron przed kijowskimi spotkaniami

"Będzie prezydentem Ukrainy, wyjaśnił Draghi we wtorek przed opuszczeniem Jerozolimy, powiedzieć, jakie warunki uzna za dopuszczalne”. Włoski premier nalega, aby powtórzyć, że negocjacjom pokojowym trzeba nadać nowy impuls. Ale pokój - określa Draghiego - to nie jest narzucone. Wczoraj Macron przemówił wyraźniej do francuskiego wojska w bazie wojskowej NATO Mihail Kogalniceanu w Rumunii: „Prezydent Ukrainy i jego urzędnicy będą musieli negocjować z Rosją. Zrobimy wszystko, aby powstrzymać siły rosyjskie i pomóc Ukraińcom i ich armii”.

Podróż trójki w absolutnej tajemnicy

Data i godziny pozostały tajemnicą do końca. Jedyna pewność, gdy trzy samoloty państwowe spotkały się na pasie startowym lotniska w Rzeszowie. Draghi, Macron i Sholz zostali przewiezieni do Medyki na granicy polsko-ukraińskiej, a następnie wsiedli do pociągu w kierunku Kijowa. Dziś rano Scholz, Draghi i Macron mają spotkać się ze Zełenskim w Pałacu Maryńskim, gdzie najprawdopodobniej w porze lunchu odbędzie się wspólna konferencja prasowa, w której powinien wziąć udział również Klaus lohannis, prezydent Rumunii. Trójstronny format Europejczyków był mocno wspierany przez Draghiego.

Putin odcina kurki gazowe w Europie, gdy Scholz, Macron i Draghi jadą do Kijowa po akceptowalny rozejm